Wiking, który niesie nadzieję, czyli o Fridtjofie Nansenie

Czas czytania: 6 minutKilka lat temu przeczytałam „Białe” Ilony Wiśniewskiej i przepadłam. Mam tak, że jeśli jakiś temat mnie zaciekawi pochłaniam wszystko, co wpadnie mi w ręce – w tym wypadku były to głównie książki o wyprawach polarnych, więc dosyć szybko oswoiłam się z nazwiskiem Nansen.
Wśród wszystkich tych szalonych osób, które chciały dostać się na północny biegun on wyróżniał się wiarą w naukę i szacunkiem do ludów, które umieją przetrwać w arktycznym klimacie. Był jeszcze jeden szczegół w jego biografii, który przykuł moją uwagę.
Fridtjof Nansen – naukowiec i polarnik, poświęcił część swego życia na pomoc uchodźcom. Otrzymał za to Pokojową Nagrodę Nobla, a potem całą kwotę z nagrody przeznaczył na cele charytatywne.
To jedna z moich ulubionych męskich postaci historycznych, dlatego najnowszy wpis poświęcam właśnie jemu!
Czytaj dalej Wiking, który niesie nadzieję, czyli o Fridtjofie Nansenie

Asia means hope in Nepali, czyli dziennik z wędrówki po dolinie Langtang

Czas czytania: 6 minutDo Kathmandu dotarłam pod wieczór. Po raz pierwszy znalazłam się w azjatyckim mieście. Ilość kolorów, zapachów, dźwięków i ludzi na ulicach była szokująca. Umysł i ciało potrzebowały czasu, żeby oswoić się z tym, co znajdowało się wokół. Pierwszej nocy nie mogłam zasnąć.
Po dniu spędzonym w dzielnicy Thamel postanowiłam uciec w góry. Czekała mnie wyprawa do Syabru Bensi, oddalonej o 150 kilometrów himalajskiej wioski, do której prowadziła kręta, szutrowa droga.
Jechałam tam, aby przejść szlakiem do, położonej u stóp góry Langtang Lirung, doliny Langtang, którą zamieszkują głównie Tamangowie, w 90% wyznawcy buddyzmu tybetańskiego.
To tutaj lawina wywołana przez trzęsienie ziemi w kwietniu 2015 roku zniszczyła całkowicie wioskę Langtang. Zginęło 200 mieszkańców i 40 turystów. Langtang odbudowano, ale ślady trzęsienia ziemi mija się na szlaku wielokrotnie. Czytaj dalej Asia means hope in Nepali, czyli dziennik z wędrówki po dolinie Langtang

Jezioro Szkoderskie – historia pewnej ucieczki

Czas czytania: 5 minutJezioro Szkoderskie odwiedziliśmy w czasie naszej wakacyjnej podróży. Minęliśmy przejście graniczne w Hani i Hotit i wjechaliśmy ponownie do Czarnogóry. Wkrótce zachwyciły nas widoki przypominające wschodnio-azjatyckie krajobrazy.
Zatrzymaliśmy się niedaleko Virpazar na kempingu prowadzonym przez wspaniałą rodzinę. Zjechaliśmy kawałek wybrzeża, kąpaliśmy się w jeziorze, obserwowaliśmy przez lornetkę pelikany, a na wieczór wypłynęliśmy łódką oglądać z bliska przyrodniczą perłę Czarnogóry.
Po powrocie przypomniałam sobie książkę o Albanii, którą czytałam kilka lat temu. Pomyślałam, czy to możliwe, że komuś udało się uciec z tego kraju właśnie przez jezioro Szkoderskie? Czytaj dalej Jezioro Szkoderskie – historia pewnej ucieczki

Góry Czarnogóry

Czas czytania: 6 minutW Czarnogórze wszystko jest naj, największe, najwyższe, najbardziej eko. Przez kraj przebiega najwyższy po Alpach i Górach Skandynawskich rejon górski Europy, na południu znajduje się najwyższe pasmo górskie tego rejonu, a na północy najwyżej położone miasto. Žabljak, bo o nim mowa, był też miejscem, gdzie w 1991 uchwalono “Deklarację o ekologicznym państwie Czarnogórze”, która została potem zaprezentowana w ONZ, a nawet wpisana częściowo do konstytucji. W przewodniku wyczytaliśmy, że to dzięki temu, że Czarnogóra jest najmniej skażonym radioaktywnie krajem na świecie. Czytaj dalej Góry Czarnogóry

W Puszczy Piskiej: pięć dni na Mazurach

Czas czytania: 7 minutDo Mazurskiego Domu Pracy Twórczej Igora Newerlego trafiliśmy dzięki cioci Dominika. Mieszkaliśmy tam kilka dni. Przesiadywaliśmy na krzesłach zrobionych przez Igora Newerlego, a podczas śniadania ze zdjęć spoglądała na nas Zofia Łapickiej i jej córeczka, której imienia nie znam. Paliliśmy w piecu w pokoju, w którym pisał, oglądaliśmy rozłożone na biurku zdjęcia Steinbecka i przeglądaliśmy książki z dedykacjami Igora dla Zofii. Czytaj dalej W Puszczy Piskiej: pięć dni na Mazurach

Słowacki Raj. W górę potoku

Czas czytania: 5 minutSłowacki Raj nieprzypadkowo nosi tę nazwę. Położony około sześćdziesiąt kilometrów od granicy z Polską, park narodowy pełen jest krętych wąwozów, leniwie toczących się potoczków i malowniczych polanek, z których można oglądać Tatry. Słowacy mają fantazję w prowadzeniu szlaków, czasem trzeba się przeciskać przez wąskie wąwozy, a czasem wspiąć kilkadziesiąt metrów w górę po metalowej drabince.  Czytaj dalej Słowacki Raj. W górę potoku

Tam gdzie kończą się bośniackie drogi: Lukomir i Sutjeska

Czas czytania: 6 minutZ Sarajewa musimy wyjechać dosyć wcześnie. Wstajemy zatem o 8.00, ubieramy się i wychodzimy po zakupy. Kupujemy pieczywo i burki w lokalnej piekarni, a potem idziemy po sąsiedzku, po warzywa i sery na targ Markale. Kupujemy kajmak od pani na rogu, domowej roboty ajwar, dojrzałe pomidory i słodkiego melona od pana obok. Pod nogami mamy ślad po pocisku moździerzowym zalany czerwoną farbą. To smutna pamiątka po jednej z dwóch masakr, jakich dokonały w tym miejscu serbskie oddziały w czasie oblężenia Sarajewa. Czytaj dalej Tam gdzie kończą się bośniackie drogi: Lukomir i Sutjeska