- Kiedy? W listopadzie i grudniu 2019 roku
- Z kim? Z Dominikiem
Quy Nhon, miasto kontrastów
Quy Nhon to miasto pełne kontrastów
Trzy kolejne dni spędziliśmy w małej wiosce na wybrzeżu Wietnamu. Mieszkaliśmy w domku na plaży, z widokiem na morze południowo-chińskie i łodzie rybaków. Dotarliśmy tu nocnym pociągiem z Hue, autobusem z Dieu Tri i taksówką z Quy Nhon.

To ostatnie to miasto pełne kontrastów. Nowoczesne wieżowce wyrastają ponad przyportowe, biedne dzielnice. Przy jadłodajniach można spotkać starszych ludzi proszących o pieniądze. Jednocześnie w mieście i okolicy roi się od luksusowych kurortów, w których wypoczywają lokalni turyści, a tuż obok nowoczesnego instytutu współpracy międzynarodowej buduje się wietnamskie centrum Kopernika, z planetarium i obserwatorium dla dzieci.



Rybacy używają okrągłych, wyplatanych łódeczek, podobnych do tej, którą pływał w bajce pan Miluśkiewicz
Miejskie plaże są duże i zadbane, ale o okoliczne wzgórza się nie dba – lasy są karczowane i wypalane, a góry niszczone i rozjeżdżane. W wioskach rybacy łowią tradycyjnymi metodami. Używają do tego okrągłych, wyplatanych łódeczek, podobnych do tej, którą pływał w bajce pan Miluśkiewicz.




Ich żony wyplatają w tym czasie sieci, lub oczyszczają je ze śmieci. Nocami widać jednak w oddali ogromne kutry, oświetlone setkami wspomagających połów lampek.

Mieszkaliśmy w Life’s a Beach, w domkach na plaży. W tym miejscu to chyba najlepsza opcja. A jadaliśmy w Summer – Vietnamese New Style, knajpce prowadzonej przez młodych ludzi stamtąd, którzy serwują pyszne lokalne jedzenie i mają w menu wiele wegetariańskich opcji.

Sajgon, szalone miasto o dwóch nazwach i kilku twarzach
Dystrykt 4 w Ho Chi Minh można nazwać wielką restauracją na otwartym powietrzu
W Ho Chi Minh, dawnym Sajgonie, spędziliśmy ostatnie 2 dni. Dystrykt 4, w którym mieszkaliśmy, był kiedyś mafijną dzielnicą, a mafią rządziła nawet przez chwilę kobieta. Teraz nie ma już po tym śladu. Na obrzeżach wyrastają wieżowce, a dzielnica dosyć szybko zmienia się pod wpływem gentryfikacji. Jest to najmniejszy dystrykt w Ho Chi Minh City. Na 4 km2 żyje tutaj ponad 200 tysięcy ludzi. Można powiedzieć, że to jedna wielka restauracja na otwartym powietrzu – wszystkie większe ulice zajmują stoiska ze street foodem. Podobno z 9 milionów mieszkańców miasta, aż 1 milion sprzedaje jedzenie na ulicy. Wiemy to z serialu netflixa, podobnie jak to, gdzie zjeść najlepsze banh mi, czyli wietnamską bagietkę.






T house to dom-ogród
Udało nam się trochę poszwendać przez te 3 dni. Trafiliśmy do T house, domu-ogrodu, który powstał w 2017 roku w jednej z małych uliczek dystryktu trzeciego, do budynku zabytkowej poczty głównej, gdzie uczniowie i uczennice na szkolnej wycieczce ustawiły się w kolejce do skrzynki na listy, żeby wysłać list do św. Mikołaja i na rejs Waterbusem, z którego oglądaliśmy sajgońskie City.





Ho Chi Minh nas trochę zmęczyło. To bardzo intensywne miasto, trudno się uwolnić od wszechobecnych skuterów, trudno znaleźć skrawek zieleni i odpocząć. Ale dzielnica, w której mieszkaliśmy jest świetna, a nasza gospodyni oczywiście okazała się wspaniałą kobietą. A spaliśmy w Grandma’s Orchid Homestay. Najlepszą restauracją, na jaką trafiliśmy była położona tuż przy wodzie, ale też bardzo ruchliwej ulicy Chay Delight Vegetarian.
Inspiracje:
- „Uliczne jedzenie” – serial Netflix