- Kiedy? W listopadzie i grudniu 2019 roku
- Z kim? Z Dominikiem
Do Wietnamu polecieliśmy na trzy tygodnie. Wcześniej rozpisaliśmy plan podróży i zarezerwowaliśmy niektóre noclegi. Na miejscu zmodyfikowaliśmy trasę w nieznacznym stopniu. Chcieliśmy w ciągu 21 dni przemieścić się z położonego na północy Hanoi do leżącego 1500 kilometrów na południe Ho Chi Minh, a to wymagało od nas pewnej dyscypliny, która nie dawała przestrzeni do improwizacji.
Hanoi, stolica zieleni, skuterów i aktywnych ludzi
Podobno wietnamscy buddyści mięsa nie jedzą tylko dwa dni w miesiącu, akurat nie trafiliśmy w ten moment w kalendarzu
W Hanoi zewsząd atakuje zieleń. Drzewa i kwiaty są w ziemi, w donicach przy domach, na budynkach i na wodzie. Atakują też skutery. Ruch jest płynny i szalony, a przechodzenie przez ulicę podnosi ciśnienie lepiej niż wietnamska kawa. Auta i skutery mieszkają sobie razem z ludźmi w salono-kuchnio-garażach, skuterem można również czasem wjechać do knajpy. Jedzenie jest pyszne, ale wcale niełatwo tu o wege opcje. Podobno wietnamscy buddyści mięsa nie jedzą tylko dwa dni w miesiącu, akurat nie trafiliśmy w ten moment w kalendarzu.
Na ulicach i w parkach mieszkańcy Hanoi bezustannie ćwiczą, biegają, grają w ping ponga i badmintona.
W mieście czuć przestrzeń, głównie za sprawą jezior, które rozdzielają poszczególne dzielnice.
Mieszkaliśmy w Eden Westlake Hotel, w dzielnicy położonej nad wodą. Pod domem mieliśmy fajne lokalsowe miejsce, z mini plastikowymi krzesełkami, które przypominały te dla dzieci i w którym serwowano herbatę z widokiem na staw.
Porada:
Jeśli jesteś wegetarianką lub weganinem szukaj knajp z napisem chay, to oznacza kuchnię roślinną. I nie dziw się na widok kurczaka i wołowiny w menu, czy dań do złudzenia przypominających mięso na talerzu. W Wietnamie spożycie mięsa jest duże, a w restauracji wegeteriańskiej szuka się głównie jego zamiennika.
Ha Giang, w górach najlepiej sprawdza się skuter
Dowiedzieliśmy się, że na skuterze można przewieźć wszystko
Z Hanoi wyruszyliśmy w niedzielę o świcie. Mieszkańcy stolicy o tej porze przesiadają się ze skuterów na rowery, albo porzucają pojazdy i w butach do biegania przemierzają parki i przyjeziorne alejki. Jedni ćwiczą tai chi, inni układy taneczne do wietnamskiego disco. O 6 rano całe miasto się rusza.
Po kilku godzinach jazdy autobusem sypialnym dotarliśmy do Ha Giang. Tam wypożyczyliśmy skuter i przespaliśmy się przed podróżą.
W ciągu czterodniowej wycieczki po górach dowiedzieliśmy się, że na skuterze można przewieźć wszystko, np. nową sofę, albo solidny głośnik na imprezę, można tez przewieźć elementy do budowy domu, bambusowe rury i rury miedziane, okna, drzwi i cegły. Poza tym jajka, żywe świnie i zakupy. Wszystko razem, zapakowane wszerz, wzdłuż i w górę. Tak że człowiek, kierowca ginie w nadmiarze nadbagażu. Poza tym okazało się, że skuterem można jeździć wszędzie, można po asfalcie, można po szutrówce i można po błocie, a także po drodze, dróżce i ścieżce.
Przejechaliśmy wypożyczoną Hondą kilkaset kilometrów górami, nad przepaściami i wioseczkami ukrytymi w dolinach oraz mostkami przerzuconymi nad potokami. A gdy złapaliśmy gumę pomogli nam mieszkańcy okolicznych wiosek.
W Ha Giang mieszkają różne grupy etniczne, a różnice widać najlepiej w strojach kobiet, które spotykaliśmy najczęściej, gdy ciężko pracowały na polach, budowach i w kamieniołomach. No i wszędzie są dzieci, szkoły są niemalże w każdej wiosce, a na każdej szkole jest portret Ho Chi Minha tulącego maluchy.
Przestrzegano nas, że trasa jest niebezpieczna, a dla osoby z lękiem wysokości, czyli dla mnie może być trudna. I rzeczywiście początek był nieprzyjemny, jechaliśmy wąską drogą, we mgle, mijając ciężarówki, ale potem wjechaliśmy na mniej uczęszczane trasy i było już znacznie przyjemniej. Wokół nas pięły się góry, a w dole co jakiś czas mijaliśmy wioski. Gdy przystawaliśmy, żeby się napić, rozprostować nogi lub zrobić zdjęcie do naszych uszu dochodziły stłumione odgłosy życia w dolinach.
Ha Giang to najpiękniejsze miejsce na naszej trasie. Żałowałam po drodze, że nie możemy zejść ze skutera i powłóczyć się po górach, więc jeśli chcecie się tam wybrać polecam zostawić trochę więcej czasu na spontaniczne decyzje i zmiany planów.
Porada:
W Wietnamie przez cały rok bardzo szybko robi się ciemno. Gdy my tam byliśmy, czyli na przełomie listopada i grudnia dzień kończył się około 17.00. Po zmroku lepiej nie jeździć skuterem, więc poleca się wstać wcześnie i nie planować zbyt długich odcinków.
W Ha Giang spaliśmy w Ha Giang Creekside Homestay, od gospodarza wypożyczyliśmy również skuter i kupiliśmy bilet na podróż na Cat Ba. Super miejsce i super gospodarz!
Z noclegów na trasie z czystym sercem mogę polecić jedynie Ma Le Homestay, hotelik w tradycyjnym, drewnianym domu, zlokalizowany w samym sercu wioski. Zdziwiło nas jedynie to, że w domu brakowało komina, więc dym z paleniska ulokowanego w jednym z pokoi na piętrze przedostawał się do naszej sypialni. Potem czytałam, że podobnie budowane są domy w Kambodży.
Czy ktoś wie dlaczego?
W kolejnych odcinkach:
- Cat Ba, czyli turystyczna perła Wietnamu z przemysłowym zapleczem
- Ninh Binh, czyli z wizytą na wietnamskiej prowincji
- Hue, miasto buddystów
- Quy Nhon, miasto kontrastów
- Sajgon, miasto szalone