- Kiedy? W listopadzie i grudniu 2017
- Z kim? Sama
Cztery lata temu wysiadłam z autobusu relacji Mendoza – Buenos Aires. Stolica Argentyny przywitała mnie upałem i zaduchem przynależnym latu, które akurat było w rozkwicie. Za sobą miałam dwa miesiące podróży, przed sobą święta z dala od domu. Wokół mnie przechadzały się kobiety w zwiewnych sukienkach i mężczyźni z krótkich spodenkach. Na wystawach mieniły się bombkami choinki, a gdzieniegdzie, w gorącu bijącym z nieba, przechadzał się ulicą święty Mikołaj.
Tigre zostało tak nazwane od dzikich kotów (jaguarów), na które polowano tutaj w dawnych czasach.
24 grudnia wybrałam się na wycieczkę do Tigre, niewielkiej miejscowości położonej w delcie rzeki Parany. Tigre zostało tak nazwane od dzikich kotów (jaguarów), na które polowano tutaj w dawnych czasach. Pełne budynków z belle- epoque miasteczko przeżywa właśnie swój renesans. Podobny był taki moment w jego historii kiedy bogaci Portenos odwrócili się od rzeki i zwrócili ku nadatlantyckim plażom. Teraz delta znów żyje. Na rozlicznych wyspach można podziwiać rozległe posiadłości i niewielkie domy letniskowe, które są bazą na weekendowe wypady ze stolicy kraju.
Tres Bocas, jedynej wyspy, do której dopływa regularny transport — żeby dostać się gdzieś dalej trzeba mieć własną łódź lub pieniądze na opłacenie podróży.
Wybrałam rejs do Tres Bocas, jedynej wyspy, do której dopływa regularny transport — żeby dostać się gdzieś dalej trzeba mieć własną łódź lub pieniądze na opłacenie podróży. Na miejscu przywitał mnie postawny starszy mężczyzna, z siwymi włosami do ramion, ubrany w lnianą, białą koszulę i beżowe spodnie, strój idealny na pełen wilgoci nadrzeczny upał. Przedstawił się, a jego nazwisko zabrzmiało znajomo — rodzice pochodzili z Polski. Wypiliśmy piwo w niewielkiej knajpce nieopodal i pożegnaliśmy się życząc sobie nawzajem wesołych świąt.
Do Buenos Aires wróciłam po południu. Czekała mnie jeszcze wigilijna kolacja z przyjaciółmi Daniela, znajomego poznanego kilka tysięcy kilometrów wcześniej.
W progu zostaliśmy okadzeni. Gospodyni wygnała z nas złe moce i pozwoliła przejść dalej. Na tarasie w kręgu siedziało kilka pięknych kobiet 50+. Psycholożki, aktorki, nauczycielki i wiedźmy plus ja i Daniel, niepasujący do towarzystwa, płcią lub wiekiem.
Wigilijna kolacja okazała się mieszanką kulinarnych tradycji wszystkich narodów, które złożyły się na Argentynę.
Wigilijna kolacja okazała się mieszanką kulinarnych tradycji wszystkich narodów, które złożyły się na Argentynę. Sałatka jarzynowa, na którą w hiszpańskojęzycznych krajach wołają „rusa” (rosyjska), przemieszana z typowymi dla Hiszpanii turronami i włoskim pan dulce, zwanym w Europie panettone. Wszystko ciężkie i zupełnie nieprzystosowane do klimatu, w jakim Argentyńczykom przyszło spędzać święta. Gdy u nas jest zimno i prószy śnieg, w krajach południowych jest przecież pełnia lata!
Dobrze że przynajmniej na koniec wychodzi się potańczyć.
My wigilijny wieczór zakończyliśmy w Hostelu Lunallena, założonym przez Niemkę – Ricardę. To jedno z takich miejsc w Buenos Aires, w którym w Wigilię tańczą tylko najlepsi.
W stolicy Argentyny spędziłam jeszcze kilka dni. Mieszkałam w San Telmo, wieczory spędzałam w Palermo, a obiady jadałam w chińskiej części Belgrano. Spotkałam tam wielu znajomych poznanych na trasie. Potomków polskich Żydów – Beti i jej męża oraz Facundo, którego korzenie muszą być włoskie lub hiszpańskie.
Bo w Argentynie ludzie są zewsząd. I nikomu to nie przeszkadza.