- Kiedy? Wielokrotnie, od 2011 roku, ostatni raz w październiku 2021
- Z kim? Z wieloma osobami, w tym ostatnio z Dominikiem i Ewą
Rudawy Janowickie to niesamowite miejsce. Przyjeżdżam tu co roku, a i tak za każdym razem znajduję coś nowego. Są tu nie tylko wymyślne formacje skalne, piękne lasy bukowo-świerkowe, rozległe polany, dolina Bobru, historyczne Miedzianka, Trzcińsko i Janowice Wielkie oraz malownicza trasa kolejowa, ale też same góry, z których przez cały rok roztacza się widok na Karkonosze. To jedno z moich miejsc na ziemi.
Mariańskie skały, które ukochała Wanda
Maria przychodzi na świat 13 października 1785 roku. Jest dwunastym dzieckiem swoich rodziców, w tym szóstą córką. Dorasta w rodzinnym Bad Homburg vor der Höhe, stolicy księstwa Hesji. Ma 19 lat gdy wychodzi za mąż za Wilhelma, młodszego brata króla Prus Fryderyka Wilhelma III i staje się członkinią rodziny królewskiej. Rok później rodzi córeczkę – księżniczkę Amalie, po roku na świat przychodzi Irene.
Szwagierką Marii jest królowa Luiza, kobieta wykształcona i bardzo zaangażowana w politykę. To ona inicjuje tajne przymierze rosyjsko-pruskie przeciwko Napoleonowi i doprowadza w 1806 roku do wojny z Francją. Tym razem jednak Napoleon triumfuje, a rodzina królewska, w tym Maria z mężem i dziećmi, jeszcze tego samego roku musi uciekać do Prus Wschodnich. W trakcie tej ucieczki umierają córeczki Marii. Minie pięć lat aż urodzą się bliźniaki – Adalbert i Thasisilo, a potem kolejne dzieci.
W międzyczasie umiera Luiza, a Maria staje się pierwszą damą na dworze pruskim. Przejmuje też opiekę nad dziećmi swojej szwagierki, w tym nad przyszłym królem i cesarzem Prus.
Nie odpuszcza jednak zaangażowania w politykę – kontynuuje to, co rozpoczęła Luiza, dlatego gdy jej szwagier wydaje we Wrocławiu odezwę, w której wzywa lud pruski do walki z Napoleonem, Maria pisze podobny list do kobiet. W „Wezwaniu księżniczek królewskich do kobiet w państwie pruskim” zachęca by wesprzeć armię złotem. Symbolem staje się ołowiana obrączka na palcu – złota trafia do skarbu państwa.
Tym razem Prusy mają więcej szczęścia, Napoleon jest osłabiony przegraną kampanią w Rosji. Prusy triumfują. Maria może zapomnieć o polityce.
W 1822 roku postanawia w jednym z majątków rodziny stworzyć romantyczny park krajobrazowy. Taka jest akurat moda w Europie. Wspólnie z mężem, właścicielem zamku w Karpnikach, wybierają rejon dzisiejszych Rudaw Janowickich. Powstają liczne alejki i ścieżki. W Starościńskiej Skale robotnicy wykuwają schody, a na jej szczycie umieszczają miedziany napis Mariannenfels. To hołd małżonka dla księżnej Marii.
Rok później Wilhelm wpada na pomysł wybudowania w okolicy domku myśliwskiego. Za wzór architektom ma służyć budynek z Wyżyny Berneńskiej w Szwajcarii. Stąd potoczna nazwa – Schweizerei (Szwajcarka). Domek staje się bardzo popularny, a wkrótce na parterze powstaje gospoda.
Kilka lat później, w rocznicę urodzin Wilhelma, Maria stawia na położonej nieopodal Krzyżnej Górze duży, metalowy krzyż. Napis głosi Krzyża błogosławieństwo dla Wilhelma, jego potomnych i całej doliny.
Dziś można nadal odczytać napis na krzyżu, a w Szwajcarce ogrzać się przy kominku księcia Wilhelma. Tylko napis na Starościńskiej Skale jest już ledwo widoczny. Tak jak pamięć o tych, którzy mieszkali tutaj do końca II wojny światowej. To wtedy, na mocy traktatu jałtańskiego okolice trafiły w granice Polski. Niemieccy mieszkańcy musieli uciekać na Zachód, a ze Wschodu przyszli na ich miejsce Ci, których domy nagle znalazły się po radzieckiej stronie.
Szwajcarka jeszcze kilka lat niszczała, aż w 1950 roku przejęło ją Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, które administruje nią do dziś.
Wkrótce teren stał się popularny wśród polskich wspinaczy.
To w Rudawach Janowickich pierwsze kroki stawiała Wanda Rutkiewicz. Nasza najsłynniejsza himalaistka przyjechała tutaj ze znajomymi w latach 60-tych. Gdy inni zajęci byli swoimi sprawami i nie zwracali na nią uwagi Wanda wspięła się bez asekuracji na jedną ze skał Sukiennic. To był jej pierwszy kontakt ze skałą, a zaważył na całym jej życiu. Odtąd wspinaczka była najważniejsza. Potem często wracała w Rudawy. Podobno spała wtedy na poddaszu Szwajcarki i grzała się przy kominku wybudowanym na polecenie Wilhelma.
Miasteczko, które było, a go nie ma
Z Ewą wybrałyśmy się tutaj w październiku. Od kilku lat staramy się przynajmniej raz w roku przyjechać w Rudawy powspinać się w miejscu, gdzie kiedyś wspinały się legendy.
Ale pierwszy raz w te strony trafiłam z zupełnie innego powodu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że kiedykolwiek będę się wspinać.
Był 2011 rok. Czarne wydało wtedy książkę debiutującego reportera, który opowiadał w niej o miasteczku, które zniknęło. W „Miedziance” Filip Springer przywołał pamięć o Kupferbergu, o browarze, kopalni uranu, ściganiu się na bobslejach i miejscu tuż obok kościoła, na którym lepiej nie parkować. I o dwóch krzyżach w polu.
Jeszcze tego samego roku byłam tam po raz pierwszy. Auto zostawiliśmy oczywiście pod kościołem. To było jedyne miejsce, gdzie można było zaparkować. Chodziliśmy po polach i szukaliśmy pozostałości po miasteczku, wyobrażaliśmy sobie, którędy przebiegała ulica, a gdzie stała gospoda. Nic tam nie było oprócz śladów po fundamentach, ale i tak byliśmy zachwyceni. Tylko tych krzyży nie znaleźliśmy. Zobaczyłam je dopiero kilka lat później, gdy ścięto zboże na polach.
Teraz w Miedziance stoi nowy browar, remontowane są niektóre budynki, a przy drodze można poczytać o dawnych dziejach. Tylko tablica wjazdowa często ginie – podobno turyści upodobali ją sobie jako pamiątkę.
Polecane książki:
- „Miedzianka” Filip Springer, Wydawnictwo Czarne
- „Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci” Anna Kamińska, Wydawnictwo Literackie