- Kiedy? W listopadzie i grudniu 2017
- Z kim? Sama
W holu przywitał mnie wysoki, postawny mężczyzna, z burzą czarnych loków na głowie i wesołym spojrzeniem. Gdy wyszłam z hali przylotów stał oparty o jeden ze sklepików tego niewielkiego lotniska ubrany w gruby, beżowy sweter. W Argentynie zaczynało się lato, ale w Ushuaia temperatury rzadko pozwalały zdjąć z siebie ciepłe ubranie. Mam na imię Pablo – powiedział i zaprosił mnie do auta. Dotarłam do Ushuaia.
Raj zapewne jest wyspą. Ale piekło też.
Judith Schalansky, „Atlas wysp odległych”
Bomba na cmentarzu
14 listopada 1909 roku, pułkownik Ramón Lorenzo Falcón i jego sekretarz wracali z pogrzebu na cmentarzu Recoleta w Buenos Aires, gdy w ich powóz trafiła bomba. Obydwoje zginęli, a niedaleko miejsca zamachu policja ujęła młodego chłopaka.
Simon Radowitzky urodził się w rodzinie żydowskich robotników w małej ukraińskiej wiosce Stepanice. Pracował, strajkował, a gdy władze rosyjskie po rewolucji 1905 roku rozpoczęły represje, z obawy przed zsyłką na Sybir uciekł do Argentyny.
Kilka miesięcy przed zamachem na cmentarzu, 1 maja 1909 roku, wraz z innymi robotnikami wyszedł strajkować na plac Lorea. Policja krwawo rozprawiła się z protestującymi. Na miejscu zginęło dwanaście osób, a wiele innych zostało rannych i zmarło w kolejnym tygodniu. Według szacunków ofiarami działań policji było osiemdziesiąt osób.
14 listopada 1909 roku osiemnastoletni Simon czekał w małej alejce na cmentarzu Recoleta na powóz, którym miał przyjechać szef policji odpowiedzialny za śmierć robotników.
Simon rzucił bombę. Niedługo potem trafił w ręce policji.
Simon jedzie na argentyńską Syberię
Simon miał w tym momencie 18 lat, dlatego karę śmierci, o którą wnioskował prokurator, sąd zamienił na dożywotnie więzienie. Miał je spędzić w Ushuaia, na argentyńskiej Syberii.
Nazywane więzieniem na końcu świata więzienie w Ushuaia zainaugurowało działalność w 1902 roku. W okropnych warunkach przetrzymywano tam głównie recydywistów i więźniów politycznych. Dołączył do nich Simon. Torturowany i gwałcony chłopak, jako więzień numer 155, przeżył w zamknięciu 22 lata.
Anarchiści upominali się o jego uwolnienie kilka lat. Nagłośnienie sytuacji nic nie dawało, dlatego w 1918 roku towarzysze postanowili statkiem przetransportować Simona na terytorium Chile. Była to jedyna próba ucieczki z więzienia na wyspie. Piszą o niej barwnie Bruce Chatwin w „W Patagonii” i Mikołaj Golachowski w książce “Czochrałem antarktycznego słonia”. Próba jednak się nie udała, a Simon trafił z powrotem do Ushuaia, gdzie spędził kolejne dwanaście lat w zamknięciu.
Wyszedł na wolność w 1930 roku ułaskawiony przez prezydenta Hipolita Yrigoyena, który jednocześnie w tym samym akcie skazał go na wygnanie. Simon przeniósł się do Urugwaju, walczył w wojnie domowej w Hiszpanii, a na koniec trafił do Meksyku, gdzie zmarł w 1956 roku.
Więźniów już w nim nie ma, ale budynek więzienia nadal stoi w Ushuaia. Został zamieniony na muzeum i jest jedną z najważniejszych atrakcji miasta. Historia więźnia nr 155 jest jedną z atrakcji muzeum.
Więźniów już w nim nie ma, ale budynek więzienia nadal stoi w Ushuaia. Został zamieniony na muzeum i jest jedną z najważniejszych atrakcji miasta. Historia więźnia nr 155 jest jedną z atrakcji muzeum. Jedna z ulic w Buenos Aires nosi nazwę Ramón Lorenzo Falcón.
„To miasto zbudowane na łzach i cierpieniu” – powiedział mi Pablo, gdy mijaliśmy więzienie wracając ze spaceru po Playa Unión, na której nadal można się natknąć na concheras, usypane przez dawnych mieszkańców tego miejsca kopce z muszli.
Orundellico jedzie do Angli i wraca jako Jemmy Button
Orundellico często wypływał z wujkiem na wody okalające Ziemię Ognistą. Pewnego dnia natknęli się na łódź pełną białych ludzi. Statek nazywał się HMS Beagle, o czym wtedy jeszcze nie wiedzieli, a dowodził nim Fitz Roy, głęboko wierzący chrześcijanin z misją szerzenia własnej wiary. Kapitan podarował wujkowi lśniący guzik z własnego munduru, a w zamian na pokład wziął chłopca, którego wkrótce ochrzcił nazywając po prostu Jemmy Button (button to po angielsku guzik).
Orundellico miał wtedy 14 lat i był jednym z czterech tubylców, których Fitz Roy postanowił zabrać ze sobą do położonej tysiące kilometrów dalej Anglii.
Orundellico miał wtedy 14 lat i był jednym z czterech tubylców, których Fitz Roy postanowił zabrać ze sobą do położonej tysiące kilometrów dalej Anglii. Pozostali otrzymali imiona: York Minster, Boat Memory i Fuegia Basket. W Wielkiej Brytanii przez trzy lata uczono ich języka angielskiego, wiary chrześcijańskiej oraz zachowań i manier właściwych Anglikom. Trafili nawet na dwór, gdzie zostali przedstawieni parze królewskiej.
Fitz Roy miał plan. Wyuczona przez niego czwórka miała służyć przykładem własnej społeczności i zapoczątkować „cywilizowanie” tubylczych plemion Ziemi Ognistej. Dlatego po trzech latach zabrał troje z nich tym samym statkiem HMS Beagle z powrotem w rodzinne strony. Boat Memory nie wróciła do domu. Zmarła wcześniej na ospę. Wraz z Yorkiem Minsterem, Fuegią Basket i Jemmym Buttonem podróżował Charles Darwin, który podczas tej wyprawy stworzył podstawy swojej teorii ewolucji.
Gdy po roku Fitz Roy wrócił w to miejsce odkrył ze zdziwieniem, że mężczyzna nie ma już na sobie europejskich ubrań i przypomina bardziej chłopca, którego kilka lat wcześniej zabrał ze sobą do Anglii, niż tego, który z Anglii na te ziemie powrócił po czasie.
Jemmy’ego wysadzono na jednej z wysepek zatoki Wulaia. Gdy po roku Fitz Roy wrócił w to miejsce odkrył ze zdziwieniem, że mężczyzna nie ma już na sobie europejskich ubrań i przypomina bardziej chłopca, którego kilka lat wcześniej zabrał ze sobą do Anglii, niż tego, który z Anglii na te ziemie powrócił po czasie. Fitz Roy chciał zabrać Jemmy’ego ponownie, ale tym razem zapytał go o zdanie. Mężczyzna odmówił.
Po kilku latach na wyspie powstała misja anglikańska, ale nie przetrwała długo w tym miejscu. 9 listopada 1859 roku została zaatakowana, a w trakcie masakry zginęło ośmiu Europejczyków. Jedyny, który przeżył oskarżył o napaść Jemmy’ego Buttona. Orundellico zaprzeczył. Kilka lat później zmarł na tajemniczą chorobę, która dziesiątkowała jego lud – Jagan. Miał 48 lat. Jedna z wysp nosi jego europejskie imię – Button.
Rdzenni mieszkańcy Ziemi Ognistej i słownik ludu, który wyginął
Estancia Harberton to najstarsza posiadłość na wyspie, położona 75 kilometrów na wschód od Ushuaia. Założył ją Thomas Bridges, który na Ziemię Ognistą przybył kilka lat po śmierci Jemmy’ego z misją anglikańskiego kościoła, by nauczać rdzennych mieszkańców języka angielskiego, chrześcijaństwa i osiadłego trybu życia. Harberton to zarazem nazwa miasteczka w Anglii, w którym wziął on ślub.
Estancia Harberton to najstarsza posiadłość na wyspie.
W czasie swojego pobytu na Ziemi Ognistej Thomas nauczył się języka Jagan i stworzył słownik, który przetrwał zagładę ludu, który się nim posługiwał.
Jaganie, podobnie, jak inne plemiona Ziemi Ognistej (Selk’nam i Alacaluf) żyli na tych ziemiach od kilku tysięcy lat. Nazywali siebie Yamanami, co w ich języku oznaczało „ludzie”. Świetnie przystosowali się do surowego klimatu panującego na najdalej na południe wysuniętym zamieszkałym skrawku lądu. Smarowali swoje ciała tłuszczem zwierzęcym, rozpalali dające ciepło ogniska, ogień zabierali nawet na łódki, którymi wyruszali na polowanie na morze. To właśnie ich światła widział ze statku Magellan i stąd wzięła się nazwa całej wyspy – Tierra del Fuego. Jagan cechował znacznie wyższy metabolizm, a ciepło magazynowali siedząc w kucki, schronieni od wiatru wśród skał. Przy większych mrozach zasłaniali górną część ciała skórami upolowanych zwierząt.
Mężczyźni wypływali na połów łódkami, a kobiety nurkowały w poszukiwaniu skorupiaków.
Ich zagładę zapoczątkowali wielorybnicy i łowcy uchatek patagońskich, które stanowiły podstawę diety Jagan. Europejskie statki przetrzebiły faunę morską, a tym samym zaburzyły naturalny ekosystem tych wód. Potem, pod koniec XIX wieku, na Ziemię Ognistą zaczęli ściągać osadnicy. Przyciągała ich gorączka złota i szybki rozwój ogromnych owczych farm na tych terenach. Rdzenni mieszkańcy nie znali pojęcia prawa własności. Gdy zmniejszyła się populacja uchatek zaczęli polować na owce. W odwecie farmerzy zaczęli do nich strzelać. Za każdego zabitego Jagana płacono jednego funta szterlinga.
Ziemie, na których powstała Estancia Harberton podarował Bridgesowi prezydent Julio A. Roca. Ten sam prezydent rozpoczął Conquista del Desierto, czyli krwawą kampanię wojskową, w której odebrał rdzennym mieszkańcom Patagonii tereny, na których żyli, a tym samym zakończył historię ich panowania w tej części świata.
Niedaleko Puerto Williams mieszka ostatnia Indianka z plemienia Jagan – Cristina Calderón.
Przy okazji zwiedzania Estancia Harberton zapytałam przewodniczkę, czy żyją jeszcze rdzenni mieszkańcy tych ziem? Tak – odpowiedziała – w Villa Ukika, niedaleko Puerto Williams mieszka ostatnia kobieta z plemienia Jagan.
Cristina Calderón jest ostatnią żyjącą osobą, która płynnie mówi w języku tego ludu, zna jego opowieści i zwyczaje, ale to nie znaczy, że Jaganie wyginęli. Potomkowie Jagan nadal żyją. Wnuczka Cristiny imię ma po babci. Mieszka w Niemczech, jej córki mają jagańskie imiona. Ona sama nakręciła w 2018 roku film o spotkaniu z babcią i o odkrywaniu swoich jagańskich korzeni. Jeśli znacie hiszpański możecie go obejrzeć tutaj.
Polecane lektury:
„W Patagonii” Bruce Chatwin
„Czochrałem antarktycznego słonia” Mikołaj Golachowski
Polecane filmy:
„Perłowy guzik” Patricio Guzmán
„Nomada. Na tropie Bruce’a Chatwina” Werner Herzog
Opisując te historie korzystałam z: